Psie piekło na rajskich plażach

autor Kasia

Podróże kształcą, choć nie zawsze dowiadujemy się tego, co naprawdę chcielibyśmy wiedzieć. Od dzieciństwa z dużym zainteresowaniem obserwowałam, jak zmienia się traktowanie zwierząt w zależności od szerokości geograficznej. Z przymrużeniem oka patrzyłam na małe pieski w restauracjach we Francji, z rozrzewnieniem obserwowałam ukochane psy rybaków w Grecji, z zachwytem dopingowałam Włochów śmigających po plaży ze swoimi czworonogami. W takim razie w czym problem? W tym, że nigdy wcześniej nie miałam tak mocnego zderzenia z inną rzeczywistością. Nie spodziewałam się też, że spotka mnie to w miejscu, które dla wielu jest wakacyjnym rajem.

Zwiedzanie okolicy to podstawowy punkt każdego wyjazdu, dlatego pierwszy dzień na Dominikanie rozpoczęłam od długiego spaceru po plaży. Zignorowałam znak informujący, że opuszczając strefę hotelową robię to na własną odpowiedzialność. Niby co strasznego może mnie spotkać w tym miejscu? Okazuje się, że może być różnie, ale to temat na inny wpis.


plaża

Im dalej od hotelu, tym bardziej dziko się robi.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów widok zmienia się diametralnie. Plaża nie jest już tak czysta i zadbana, wszędzie są glony i śmieci, a miejscowi sprzedawcy nagabują, żeby kupić pamiątki właśnie w ich plażowych sklepo-szopach. Moją uwagę przyciągało coś innego, niż badziewne ozdoby. Nie wiedziałam co leży skulone w stercie glonów. Właśnie tak pierwszy raz trafiłam na dzikiego psa. Był to typowy “beach dog”, jeden z wielu, które żyją na plażach Dominikany i pobliskich wysp. I powiem Wam od razu – to bardzo przygnębiający obrazek.


pies2

Psy całe dnie spędzają na plażach, plącząc się między turystami.

 

Wszystkie psy, które miałam okazję zobaczyć były do siebie bardzo podobne. Średnia wielkość, krótka sierść koloru brązowego albo złoto-pomarańczowego. Turyści, których obserwowałam traktowali bezdomne psy jak lokalną atrakcję. Ot taki dodatek do palmowego krajobrazu. Zaciekawiło mnie jak te zwierzęta funkcjonują, czy są objęte jakimś programem ochrony i opieki. To już chyba taki odruch, że widząc bezpańskiego psa zastanawiam się czy biedak się nie zgubił. Po kilku rozmowach z miejscowymi zdałam sobie sprawę z tego, że w ich słowniku hasło “pies” funkcjonuje niebezpiecznie blisko słowa “przedmiot”. Zwierzęta domowe są postrzegane jak rzeczy typowo użytkowe i mało kto zastanawia się nad ich potrzebami. W teorii obowiązuje zakaz maltretowania zwierząt, ale jak możecie się domyślać, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Kilkakrotnie słyszałam historię o dzieciach z pobliskich domów, które bawią się ze szczeniętami wrzucając je do oceanu i nie pozwalając wychodzić, przy ogólnym przyzwoleniu rodziców. A wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie…


pies3

“Beach dog”

ROZWIĄZYWANIE PROBLEMÓW?

Na dość rozległej plaży psów było zaledwie kilka, w tym suka po ciąży (po szczeniętach ani śladu). Ochroniarze z karabinami (sic!) oddzielający granicę hotelu od reszty plaży skutecznie je odganiali. Kamieniami najczęściej. Mała ilość psów wskazywałaby na jakiś konkretny program kontroli rozrodu, ale słabo mi się to w głowie układało. To co znalazłam w necie również przeczyło temu, żeby ktoś wziął pod opiekę akurat bezdomne psy. Trafiałam na pojedyncze fundacje pro-zwierzęce i wzmianki na temat wolontariuszy, którzy na własną rękę leczą i dokarmiają zwierzęta. Są też organizowane akcje szczepień zwierząt i promowanie kastracji, ale nadal jest to kropla w morzu potrzeb. Kiedy zapytałam zaprzyjaźnionego sprzedawcę o to, czy jego psy są szczepione, odpowiedział tylko, że one się bardzo boją igieł. A problem ze wścieklizną jest naprawdę duży, więc nie jest to temat, który powinno się tak lekko traktować.

ROK TEMU W TYM SAMYM MIEJSCU…

…było ponad 50 psów. Czyli o jakieś 45 więcej, niż teraz. I wyglądało to tak:

Autorami filmu są Amerykanie, którzy spędzali urlop w hotelu Sirenis na początku 2015 roku. Po 3 tygodniach od ich wyjazdu okazało się, że właściciel hotelu postanowił rozprawić się z problemem bezpańskich psów w sposób (o zgrozo!) dość typowy dla tego regionu. Całe stado zostało otrute. Przez wiele dni psy umierały w prawdziwych mękach leżąc na plaży. I wiecie co mnie wtedy uderzyło najbardziej? Obojętność ludzi, którzy mi o tym opowiedzieli. Nie wynikała ona z wielkiej niechęci do psów, tylko z wychowania i uwarunkowań kulturowych. Psy przeszkadzają turystom, odciągają ich uwagę od przygotowanych atrakcji, jest ich dużo – problemu trzeba się pozbyć. Dla nich to było tak naturalne, jakby mówili o zmieniającej się pogodzie. A ja nie mogłam wydusić słowa.



CHIKO I CHIQUITA

Przy wspomnianych wcześniej sklepo-szopach zawsze kręciły się dwa psy. Choć w ich zachowaniu dało się zauważyć nienaturalną uległość i strach wobec większości osób (właściciel jest jeden, ale plażę szturmuje kilkunastu naganiaczy), był też jeden wyjątek. Za nic nie mogę sobie przypomnieć jak miał na imię ten sprzedawca, ale psy wyraźnie go lubiły. Intuicyjnie wzmacniał ich przywiązanie karmiąc je, kiedy pojawiały się w zasięgu wzroku. Mówił o nich “moje psy”, choć jego opieka sprowadzała się głownie do wystawienia zimnej wody przed drzwi i poklepania ich po głowach. Kiedy zapytałam czy Chico i Chiquita są jego przyjaciółmi, nie był w stanie zrozumieć pytania, choć wyraźnie były dla niego ważne i bardzo je lubił. Pokazałam mu zdjęcie Odi i opowiedziałam, że aktualnie jest pod opieką moich rodziców, czego też nie mógł pojąć. Nie mogła zostać sama? To pies. Da sobie radę! Pomijając gigantyczne różnice w podejściu do zwierząt, był jedynym człowiekiem, który dla swoich czworonogów był po ludzku dobry. Od tamtej pory staraliśmy się podrzucać mu jakieś jedzenie dla tych rudzielców, za co ogromnie dziękował.


chico

Chico i Chiquita czekają na hamburgery.

ZDERZENIE Z RZECZYWISTOŚCIĄ

“Psy można lubić albo się ich nienawidzi… ale tutaj mało jest ludzi, którzy je lubią.” To zdanie usłyszałam od miejscowych. Idealnie obrazuje rzeczywistość na Karaibach. Mam szczerą nadzieję, że to się zmieni. Kiedy wyjeżdżam gdzieś bez Odi, zawsze zastanawiam się czy na pewno niczego jej nie brakuje, czy zjadła michę czy znowu wybrzydza, czy była na długim spacerze. Traktuję ją jak pełnoprawnego członka rodziny, bo tak zostałam wychowana. Oburzam się, kiedy słyszę o tym, że ktoś porzucił psa albo zrobił mu krzywdę. Ale na ostatnim wyjeździe czułam głównie bezradność. I chyba to jest w tym wszystkim najbardziej przytłaczające.

Co można zrobić? Przede wszystkim sprawdzajcie pod tym kątem hotele do których jedziecie. Niektóre z nich włączyły się do akcji pomagania dzikim psom na plażach i w jasny sposób potępiają tego typu praktyki.

K.

CO PIES POLECA

18 komentarzy

Avatar
Musk i Amper 23 stycznia 2016 - 18:51

Dobrze, że piszesz o takich sprawach. W reklamówkach biur podróży w ofercie last minute na piękną Dominikanę, nie pokazują takiego obrazka. Dobrze uświadamiać innym, że są miejsca, w których tak właśnie tak wygląda biznes turystyczny, kosztem tych najbardziej bezbronnych. Pozdrawiam!

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 25 stycznia 2016 - 22:35

Biznes turystyczny to jedno, a podejście do zwierząt zakorzenione w kulturze to drugie. Na pewno można poświęcić trochę czasu na sprawdzenie czy dany hotel wspiera akcje pro-zwierzęce i jak w okolicy radzą sobie z problemem bezdomnych psów, bo ich jest tam najwięcej. Pozdrowienia!

Odpowiedz
Avatar
Kasia 28 grudnia 2016 - 14:58

Dobry artykuł … wlasnie dlatego nie ciągnie mnie do ” ciepłych krajów ” .. Słyszałam juz kilka historii z Grecji , Turcji … teraz czytam o Dominikanie.. Pod tym względem różnice kulturowe sa dla mnie nie do ogarnięcia dlatego tez nie wyobrażam sobie spędzać urlopu zycia na płaczu w poduszkę z bezradności ..

Odpowiedz
Avatar
Maja | Jusiaczki On Tour 26 stycznia 2016 - 12:02

Kurcze, wczoraj pisząc post o Dominikanie i wybierając zdjęcia, trafiłam na kilka własnych zdjęć psów, ale nie zdawałam sobie, że tam jest taki psi problem. To oczywiste, że poza hotelem już nie jest tak pięknie jak na obrazkach biur podróży. Przecież to są miejsca typowo nastawione na turystykę, a poza hotelem bieda…

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 26 stycznia 2016 - 12:45

Bieda i zupełnie inne traktowanie zwierząt, które wynika z uwarunkowań kulturowych. Sęk w tym, że nie wszędzie problem z dzikimi psami jest rozwiązywany trucizną i nie wszystkie hotele chcą być kojarzone z takimi działaniami, bo jednak to bardzo kiepska reklama. Po prostu warto wcześniej sprawdzać gdzie się jedzie. P.S. Już wcześniej trafiłam na Waszą relację z podróży. Piękne zdjęcia!

Odpowiedz
Avatar
Marša 26 stycznia 2016 - 16:25

Niesamowity kontrast wyłania sie z tego wpisu. :( Przygnębiający bardzo.

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 26 stycznia 2016 - 17:35

Kontrast jest gigantyczny. Patrząc szerzej nie dotyczy to tylko zwierząt, ale też ogólnie tego, jak wygląda życie zwykłych ludzi.

Odpowiedz
Avatar
Lucy Mayday 26 stycznia 2016 - 17:26

trudno mi to jakoś sensownie skomentować, ale uważam, że to cenny wpis.

Odpowiedz
Avatar
PigOut.pl 26 stycznia 2016 - 18:32

To samo jest w Tajlandii I na Filipinach. Po zmroku po plaży szwędają się stada bezdomnych psów- lepiej nie wchodzić im w drogę.

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 26 stycznia 2016 - 20:06

Wygląda na to, że skala problemu w Azji jest jeszcze większa…

Odpowiedz
Avatar
StronaZen 1 lutego 2016 - 18:39

No moj pies uwielbia spacery po plaży i jeszcze nigdy się nie spotkałem z psami biegającymi bez opieki po plaży

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 1 lutego 2016 - 19:27

W Polsce raczej nie ma takiego problemu. Chyba, że mówimy o jakiejś innej części świata. :)

Odpowiedz
Avatar
Alicja 18 marca 2016 - 23:16

Bardzo mądry wpis,szkoda mi tych psów.Powinni też otruwać ludzi i robic im krzywde.Tak jak naszym kochanym czworonogów

Odpowiedz
Avatar
dunethehutt 17 maja 2016 - 15:32

Wydaje mi się, że sporo mogłaby pomóc turystyka wolontaryjna. Tubylcy by ściągali wolontariuszy na wyspy dużą ilością psów, wolontariusze psami by się opiekowali i edukowali tubylców. Z czasem możliwe, że zmieniłaby im się mentalność. Wilk syty i owca cała.

Odpowiedz
Avatar
CoPiesNaTo 17 maja 2016 - 18:59

Obawiam się, że temat nie jest aż tak prosty. Jednym problemem jest właśnie mentalność mieszkańców wysp, drugim jest bieda i brak środków na działania na rzecz ochrony zwierząt, trzecim fakt, że tak naprawdę Dominikana sama w sobie nie jest bezpieczna. O ile łatwo pojechać do ładnego hotelu i zrobić sobie kilka fajnych fotek na tle oceanu, tak samo życie tam jest trudne. Wiem, że jest kilka organizacji, które organizują wolontariat na rzecz edukacji i poprawy warunków życia dzieci. Być może istnieją również organizacje pro-zwierzęce, ale to z całą pewnością kropla w morzu potrzeb.

Odpowiedz
Avatar
Aneta Wojtowicz 7 maja 2021 - 19:45

Jestem właśnie na Dominikanie i mój idealny obraz tego miejsca został zachwiany po tym jak zobaczyłam jak wyglada sytuacja psów poza murami hotelu… ciagle zastanawiałam się jak te zwierzęta są traktowane, jak właściwie wyglada ich sytuacja czy ktokolwiek panuje nad ich rozmnażaniem się. Na każdym kroku pełno wychudzonych, chorych zaniedbanych psów, pełno suk które widac niedawno urodziły, psy przywiązane na łańcuchach w ogromnym skwarze pozostawione nawet bez miski wody … widac nikt tu nie przejmuje się ich lisem i nikt nie traktuje ich jak przyjaciół. Straszny i przygnębiający widok ?

Odpowiedz
Avatar
Joanna 30 kwietnia 2023 - 16:51

Smutny ale bardzo cenny artykul. Moja noga nigdy nie postanie w wyzej wymienionych krajach. Tylko i wylacznie z tego powodu. Nie znioslabym tego widoku i chyba padla z cierpienia 😢

Odpowiedz
Avatar
Ola 10 stycznia 2024 - 23:41

Dzień dobry, czy wie Pani jak wyszukać hotel na Dominikanie który wspiera akcję pomagania psom na plaży? Nie do końca wiem jak to ugryźć
Pozdrawiam

Odpowiedz

Napisz Komentarz